Dwa tygodnie temu musiałem odwołać zimowy spływ Wisłą na odcinku Twierdza Modlin – Wyszogród. Zatory lodowe na wysokość Smoszewa, Wychódźca i Wyszogrodu pokrzyżowały nasze plany. W minionym tygodniu cały czas obserwowaliśmy zachowanie kry lodowej na Wiśle, poniżej Modlina i nic się nie zmieniło. W sobotę objechałem samochodem odcinek Wisły z Warszawy do Twierdzy Modlin by sprawdzić, czy aby tu nie ma gdzieś po drodze zatorów. Okazało się, że Wisła na tym odcinku płynie całą szerokością. W niedzielę rano 29 stycznia 2017 roku stawili się wszyscy wcześniej zapowiedzeni kajakarze na pierwszy w tym roku zimowy spływ Wisłą.
Na samym starcie pod Mostem księcia Józefa Poniatowskiego przewiało nas bardzo i nic nie wskazywało na to, że będzie inaczej. Jednak już na wysokości Starego Miasta wiatr się uspokoił i zrobiło się bardzo przyjemnie. Lekko ośnieżone brzegi Warszawskiej Wisły oraz promienie słoneczne padające na lewy brzeg rzeki sprawiły, że cały krajobraz wyglądał niesamowicie.
Trochę zaskoczył nas wszystkich dosyć niski stan wody. Na wysokości „Spójni” jak zwykle przy takiej wodzie musieliśmy falować przy lewym brzegu. Przed mostem Grota-Roweckiego cały prawy brzeg osłonięty był przez ogromne zwałowiska śniegu i lodu wypiętrzone kilka metrów nad lustro wody. Widok na wszystkich nas zrobił ogromne wrażenie.
Bielany jak zwykle powitały nas przez górujące wieże Kościoła Pokamedulskiego, niezliczoną ilość różnego gatunku ptactwa oraz licznymi kamieniami w nurcie Wisły.
Przepływając pod Mostem Północnym przypomniałem sobie o kolektorze ścieków, pływających gównach i duszącym smrodzie, który kiedyś tu się właśnie rozpoczynał. Teraz po kolektorze została już historia, a woda w rzece ?? No właśnie nie mogliśmy wyjść z podziwu. Wkładaliśmy wiosła do wody i były one widoczne na każdej głębokości. Na przepłyceniach widać było żółty piasek. Kilkaset metrów dalej mijaliśmy niedzielnych spacerowiczów spoglądających na nas z niedowierzaniem i podziwem z Przystani w Młocinach.
Za przeprawą promową w Łomiankach spotkaliśmy dwa stada kaczek, które przesiadywały na lądzie wraz z kormoranami. Po przepołowieniu trasy postanowiliśmy zrobić sobie małą przerwę na pogaduchy i małe co nieco…
Leniuchować za długo nie można było, bo znowu wiatr zaczął dawać znać o sobie i zaczęło robić się chłodno, popłynęliśmy więc dalej. Przed Pieńkowem zostałem sam zatrzymany przez Bielików, których było tu bardzo dużo. Wyciągnąłem lustrzankę i na chwilę zapomniałem o wszystkim, nawet o tym, że siedzę w kajaku. Ta nie frasobliwość mało nie kosztowała mnie kabiną i zatopieniem całego sprzętu foto. Okazało się, że przede mną dryfowała duża gałąź, na którą wpłynął mój kajak. Cała przygoda skończyła się szczęśliwie, a efekt mojej niefrasobliwości możecie ocenić poniżej.
Po tym chwilowym zatraceniu się pozostało mi tylko gonić małe czerwone punkciki ledwo widoczne na horyzoncie. Nie był bym jednak sobą, gdybym podczas tej gonitwy nie wykonał jeszcze kilka fotek. Tuż przed ujściem Narwi jakimś cudem dopłynąłem do ostatnich kajaków. Jeszcze 800 metrów i Plaża Twierdza Modlin, a tu ognisko i smaczna zupa ugotowana przez Robinsona.
Całość przepłynęliśmy w zwariowanym tempie 4 godziny i 18 minut. Czy warto było ruszyć swoje cztery litery, wsiąść do kajaka i płynąć 38,5 km zimową porą ? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie. Każda osoba z naszej ósemki żałowałaby, gdyby tego dnia została w domu.
Jeżeli chcecie do nas dołączyć, to zapraszamy na www.kajaki-wisla.pl, www.kajaki-wkra.com i www.kajaki-dylewski.pl
Kto nie pływał tego odcinka przed likwidacją wylotu ścieków ten nie jest w stanie wyobrazić sobie jak to wyglądało. Uciekania pod prawy brzeg, późniejszego mycia łódki… Mnie najbardziej dziwili wędkarze spędzający w tym smrodzie całe dnie.
Jest taka teoria, że Oni nie łowili ryb tylko uciekali przed połowicą.
Jaki to był dom i jaka małżonka, skoro woleli ten kolektor…..
Jedna generalna uwaga. Więcej mięsa w opisie, trochę dramatyzmu by nie zaszkodziło.
Np. Janek sprawdzał grubość lodu pod spichlerzem – naprawdę mało brakowało tym razem…..
Mięso to się przyda ale do następnej zupy, a dramaty zacznę pisać jak przestanę pływać kajakiem 🙂
Janek w ostatniej chwili sobie przypomniał, że nie musi przed nikim uciekać 😛
Stara Babcia jak zwykle grzeszy skromnością. Musicie wiedzieć, że wszystkie spływy organizowane przez tę miłośniczkę polskich rzek obfitują nie tylko w rozkosze ciała, ale także i duszy.
Tym razem Janek przygotował mini wykład o sakralnej architekturze brutalizmu na przykładzie realizacji Władysława Pieńkowskiego. Na kolejnym spływie chce poruszyć temat inspiracji Le Corbusierem w trakcie projektowania obiektów Warszawianki przez Jerzego Sołtana.
Kącik poetycki jak zwykle brawurowo poprowadzony przez Huberta zaowocował przybliżeniem okresu zwanego Drang und Sturm, a Jego interpretacja „Króla Elfów” w przekładzie Jadwigi Gamskiej-Łempickiej o czterowersowych zwrotkach i 12-sylabowych rymach żeńskich oraz 11-sylabowych o rymach męskich godne było Aleksandra Zelwerowicza.
Bogdan nareszcie przeciął spór, czy napotkane (i pięknie sfotografowane….) drapieżniki należą do rodziny Aquila czy też bliżej im do rodzaju Haliaeetus, który nawiasem mówiąc genetycznie jest spokrewniony z rodzajami Icthyophaga, Milvus oraz Haliastur. Tu muszę przyznać, że przerwałem swoimi pytaniami neofity kilkakrotnie dyskusję, gdyż mój zasób słownictwa łacińskiego w zakresie eukariontów podgromady neornithes nie jest jeszcze zbyt rozległy. Mea culpa, muszę się podciągnąć w tym temacie.
Na koniec wykonaliśmy pieśń pod tytułem „Piękne Łużyce” w języku dolnołużyckim w dialekcie slepiańskim z typowym dla niego zachowaniem zębowej wymowy twardego „l” w aranżacji przygotowanej oczywiście przez Annę.
Robinson przywitał nas zupą żółwiową na sposób singapurski z zielonym grochem, xeresem i amoretką cielęcą….
Piękne to co napisałeś. I trochę mi głupio, bo mój umysł nie jest w stanie tego ogarnąć. Zrozumiałem tylko akapit o zupie i muszę sprostować, że cielęciny tam nie było. Podobno była tam jakaś ptaszyna.
Planowałem raczej omówić pokrótce wpływ monumentalizmu Speera na projekt stadionu Syrenki, ale reszta się zgadza. A xeres to zło wcielone 😉
Piękne jak spływy które organizujesz, a w których dzięki Twojej uprzejmości mam zaszczyt uczestniczyć.
Ta ptaszyna o której piszesz,… Podobno widziano onegdaj w okolicach ujścia Narwi czarnego bociana….
Cóż ja mogę dodać? Nie popłynąłem, zazdroszczę i żałuje. ;(