Rzeka Wel zajmuje szczególne miejsce w historii moich spływów kajakowych. Jeszcze kilkanaście lat temu była rzeką mało znaną, a z racji swojej trudności raczej pomijaną w przewodnikach i ofertach firm organizujących spływy kajakowe. W 2009 roku przypadło mi po raz kolejny zaplanować nasz sierpniowy wypad na kilkudniowy spływ kajakowy. Długo zastanawiałem się nad odpowiednim dla naszej grupy, a zarazem ciekawym szlakiem kajakowym. Na początku padło na Drwęcę i pewnie, gdyby nie długa rozmowa z Adamem Kopiczyńskim z Nowego Miasta Lubawskiego (to od Adama wtedy pożyczaliśmy kajaki) to pewnie byłaby Drwęca. Adam zaproponował mi jednak rzekę Wel i tak też zostało. Przygotowałem program, zamówiłem kajaki, powiadomiłem wszystkich i na dzień przed wyjazdem z przyczyn rodzinnych musiałem odwołać swoje uczestnictwo w spływie tą rzeką. Grupa oczywiście pojechała i dzięki Michałowi, który przejął moje obowiązki komandora spływu wszystko przebiegło zgodnie z planem. Wiele osób wspomina tamtą wyprawę po dzień dzisiejszy …
Jednak co się odwlecze to nie uciecze … Od ubiegłego roku kilka osób wierciło mi przysłowiową dziurę w brzuchu, by wybrać się na spływ kajakowy rzeką Wel. Przyznam, że i ja osobiście też miałem wielką ochotę na przepłynięcie się tą rzeką. Dodatkowym atutem była również potrzeba urozmaicenia spływów kajakowych dla Klientów mojej wypożyczalni kajaków o inny szlak kajakowy niż rzeka Wkra, która jest praktycznie na co dzień obsługiwana przeze mnie. Pierwszy zaplanowany termin na 28-29.06 nie wypalił. Może i dobrze, bo i pogoda w tych dniach była nie za ciekawa. W drugim podejściu padło na termin 5-6.07.2014 roku i była to bardzo trafna decyzja. Swoją aprobatę wyraziło 17 osób, z czego pojechało 15.
Piotr, który tym razem był komandorem spływu pojechał w piątek po południu, by dopracować wszystkie szczegóły na miejscu. Kilka osób pojechało również swoimi środkami transportu, z pozostałą częścią grupy i całym sprzętem wyjechaliśmy w piątek wieczorem. Na miejscu z małymi przygodami byliśmy parę minut po 22.00. Wylądowaliśmy na bardzo ładnej polanie w okolicach Wąpierska przy ujściu rzeki Wel z jeziora Zakrocz. Wieczorem odbyła się krótka odprawa oraz mała integracja.
Nazajutrz wszyscy wstali bez problemu. Śniadanie, zwijanie obozowiska, dłuższa odprawa, przydział sprzętu i kilka minut po godzinie 10.00 byliśmy na wodzie. Pogoda tego i następnego dnia była jak na zamówienie. Przez pierwsze kilometry płynęliśmy spokojnie podziwiając przyrodę i relaksując się w promieniach słonecznych. Po blisko 10 kilometrach, od mostu w miejscowości Cibórz zaczęło się to, po co przyjechaliśmy na tą rzekę. Na odcinku od Ciborza do Lidzbarka znajduje się jeden z ciekawszych i zarazem wymagających sprawności fizycznej, sprytu i umiejętności radzenia sobie w pokonywaniu wszelkich wodnych przeszkód odcinków silnie meandrującej rzeki z wysokimi na kilkanaście metrów skarpami.
Do Lidzbarka, na krótki odpoczynek dotarliśmy późnym popołudniem. Tu spotkaliśmy bardzo miłych i życzliwych ludzi z konkurencyjnej wypożyczalni kajaków, Panią Małgosię i Pana Marka Szatkowskich, którzy przekazali nam swoją cenną wiedzę na temat dalszej trasy spływu, noclegu i przede wszystkim bez większego problemu otworzyli nam bramę na przenosce przy funkcjonującym młynie wodnym. Płynąc dalej Welem przez Jezioro Lidzbarskie, a następnie jezioro Markowe dopłynęliśmy w końcu po 23 pokonanych kilometrach na dosyć przyjemną polankę przed Kurojadami, gdzie rozbiliśmy obozowisko.
W niedzielny poranek nie trzeba było nikogo budzić. Wszyscy sprawnie wstali, zjedli śniadanie i byli gotowi, by pokonać najciekawszy odcinek Welu – „Piekiełko”. Przed godziną 10.00 byliśmy już na wodzie. W Kurojadach czekała na nas kolejna przenoska przy elektrowni wodnej. Ostatnie kilka kilometrów spokojnego wiosłowania i przed nami most w Chełstach. Pod mostem przeciągnęliśmy puste kajaki i dalej spłynęliśmy ponad 400 metrowym odcinkiem szybko płynącej rzeki z licznie usłanymi w nurcie kamieniami.
Po pokonaniu następnych kilku spokojnych kilometrów dotarliśmy do uroczyska „Piekiełko”, gdzie rozpoczyna się przełomowy odcinek rzeki o znacznym spadku, krętym nurcie, ze stromymi zboczami porośniętymi lasem. Górski charakter rzeki, powalone drzewa, kamieniste dno i bystrza wymagają dużo wprawy. Ekipa płynąca tędy w 2009 roku zaliczyła, aż trzy wywrotki, nam uszło na sucho. Wszyscy przepłynęli bez większych problemów.
Naszą wyprawę zakończyliśmy za mostem na drodze lokalnej łączącej dwie miejscowości Grodziczno z Mroczenkiem. Przez dwa dni w bardzo miłej atmosferze i przy sprzyjających warunkach pogodowych pokonaliśmy ponad 41 kilometrów. W spływie kajakowym uczestniczyli: Paulina, Arek, Maria, Marcin, Jacek, Justyna, Antonio, Jordan, Kasia K., Maciek, Kasia C., Dorota, Piotr, Michał i Andrzej. Rzeka Wel dostarczyła nam mnóstwo atrakcji, mocnych wrażeń i myślę, że dużo wspomnień na następne lata.
Rzeka Wel – mapa naszego spływu: