Rzeka Utrata od dawna chodziła mi po głowie. Wiele razy stykałem się z nią koło Błonia, Żelazowej Woli i Sochaczewa jeżdżąc po tamtych okolicach. Nigdy jednak nie było okazji, by nią spłynąć. W ubiegłym roku nadszedł długi weekend majowy, zrobiło się bardzo ciepło i postanowiłem wybrać się na spływ kajakowy tą rzeką. Wykonałem kilka telefonów do znajomych z myślą, że nie będę płynął sam, jednak szybko okazało się, że każdy już miał zaplanowany ten okres majówki. Tak więc 29 kwietnia 2012 roku wczesnym rankiem zapakowałem kajak na samochód i pojechałem.
Pogoda tego dnia była wymarzona, nie tak jak w tym roku. Samochód zostawiłem przy bazie „Pekaes Transport” S.A., zwodowałem kajak i rozpocząłem swoją wędrówkę z myślą dopłynięcia do Bzury.
Gdyby to było południe, to pewnie pot ściekałby z każdej mojej części ciała, jednak była to godzina 7.41. Lekki wietrzyk i poranny chłodek bardzo uprzyjemniały spływ dosyć szybko płynącą i uregulowaną na początku Utratą.
Z lewej strony mijam Europolis Park w Błoniu. Brzeg rzeki po obu stronach jest dosyć wysoki i grząski. O wyjściu na ląd w tym miejscu można sobie tylko pomarzyć.
Po blisko 2 kilometrach dopływam do mostu między Wawrzyszewem, a magazynami w Błoniu. Za mostem krajobraz troszeczkę się zmienia, pojawiają się drzewa, które rzucają cień na wodę.
Za Wawrzyszewem drzewa się kończą i znów wypływam na prosty odcinek Utraty. Z lewej strony wysoka trzcina, a z prawej widok na podmokłe łąki. Wbrew moim wcześniejszym obawom nie natrafiam na żadne przeszkody.
Po prawej stronie widoczny z kajaka budynek, to oznaka, że mijam wieś Stary Łuszczewek z bardzo ładnie zagospodarowaną i zadbaną linią brzegową.
Na 6 kilometrze od startu przepływam pod mostem drogowym, który łączy dwie miejscowości: Nowy Łuszczewek z Nową Górną.
Płynąc dalej wśród łąk mijam wiele rowów melioracyjnych, z prawej strony zabudowania miejscowości Nowa Górna i po niespełna 2 kilometrach dopływam do kolejnego mostu, który tym razem łączy Nowy Łuszczewek z Wolą Łuszczewską.
Z gniazda na wysokim drzewie przyglądają mi się pierwsze w tym roku spotkane dwa bociany.
Jak do obecnej chwili cały czas płynie się bardzo spokojnie i przyjemnie, brak jakichkolwiek zatorów i przeszkód. Jedynie strasznie monotonne są te długie proste odcinki.
Kolejny mostek, tym razem metalowy służący pewnie do przeprawy pieszej.
Z lewej strony mijam lewy dopływ Utraty – rzeczkę Teresinkę, która przez 14,5 kilometra płynie przez na Równinę Łowicko-Błońskią, a swoje źródła ma na południe od miejscowości Teresin-Gaj.
Na prawym brzegu rzeki pojawia się kościół św. Bartłomieja Apostoła w Pawłowicach
… i most drogowy w tej samej miejscowości, a za mną już 12 kilometrów samotnego, ale bardzo przyjemnego spływu rzeką Utratą.
Za mostem w Pawłowicach pół kilometra atrakcyjnego, zadrzewionego odcinka. Dalej rzeka płynie wśród łąk, gdzieniegdzie pojawiają się stare wierzby mazowieckie i ślady bobrów.
Na trzynastym kilometrze przepływam pod mostem drogowym na trasie Paprotnia – Kampinos.
Po ponad 2,5 godzinnym odcinku natrafiłem na ciekawe miejsce, by wreszcie na chwilę zatrzymać się i wyprostować kości. Z brzegu widoczne są zabudowania miejscowości Izbiska.
Po krótkim odpoczynku i małym co nieco ruszyłem dalej. Większa część zaplanowanego odcina już za mną. Na 17 kilometrze od startu przepływam pod mostem w Zawadach.
Przed Strzyżewem zaczyna robić się ciekawie pojawia się coraz więcej drzew oraz pierwsza zwałka, którą udaje się pokonać bez wysiadania z kajaka. Dalej już nie jest tak słodko. Mijam z prawej strony Dwór w Strzyżewie i kolejne zawaliwody, tym razem nie do przepłynięcia.
Kilka razy musiałem wysiadać z kajaka i przeciągać go brzegiem wśród chaszczy i wysokich pokrzyw. Całe szczęście, że woda nie była już taka wysoka w tym miejscu, a brzeg grząski.
22 kilometr – ostatni most przed Żelazową Wolą w miejscowości Szczytno. Tu na brzegu spotkałem kilku wędkarzy, którzy byli bardzo zaskoczeni moją obecnością w kajaku.
Za Strzyżewem rzeka nie wygląda już na dziką i nie dostępną. Pojawiają się zagospodarowane brzegi z prywatnymi pomostami. Gdzieniegdzie wystają w nurcie gałęzie i zwalone drzewa, które bez trudu można ominąć.
Przed wpłynięciem na teren parku w Żelazowej Woli należy uważać na ułożone kamienie w poprzek rzeki, które tworzą swego rodzaju niebezpieczny próg na którym można uszkodzić kajak.
Na teren parku wpłynąłem trochę brudny i zmęczony wcześniejszymi przenoskami. Trochę głupio mi było, jak spacerujący turyści patrzyli na mnie i robili zdjęcia. Jednak zatrzymałem się na chwilę, umyłem się i też trochę sobie pospacerowałem.
Po krótkim zwiedzaniu udałem się na końcowy już odcinek rzeki Utraty płynący od Żelazowej Woli do Sochaczewa.
Po przepłynięciu 25 kilometra pod mostem w Żelazowej Woli rozpoczął się dziki, a zarazem bardzo przyjemny i wymagający odcinek.
W nurcie dosyć dużo powalonych drzew i wystających konarów, które udaje się ominąć bez wysiadania z kajaka.
28 kilometr – pierwszy most w Sochaczewie na ul Młynarskiej z bardzo zdradliwym progiem wodnym, który ukryty jest tuż pod lustrem wody. Przy wysokim stanie wody można próbować przepłynąć, przy niskim zdecydowanie należy przenieść kajak lub zakończyć spływ w tym miejscu.
Dalej niestety nie robiłem zdjęć, ponieważ nie było jak. Spadek dość duży, nurt szybki, sporo przeszkód i bardzo malowniczy wąwóz, moim zdaniem najładniejszy odcinek Utraty.
A to już 31 kilometr i ujście Utraty do Bzury.
Na Bzurze byłem o godz. 13.50, a więc poszło lepiej niż się spodziewałem. Mniej doświadczeni kajakarze muszą założyć trochę więcej czasu lub ew. podzielić spływ na dwa odcinki. Kilka lat temu rzeka ta była bardzo zanieczyszczona, jednak teraz jest już inaczej.
Kajaki na spływ Utratą można wypożyczyć w biurze ZLOT, tel. 601397791.
Andrzej
Samotny spływ w dniu 29.04.2012 roku