Wyprawa kajakami na jesienny przelot żurawi nad Biebrzą odkładała nam się w tym roku bardzo długo, bo od końca sierpnia, aż do początku października. Z jednej strony każdy miał zaplanowany na swój sposób wszystkie weekendy wrześniowe, a z drugiej strony większa część klientów wolała spływy w pobliżu Warszawy. Dopiero na początku października udało się zebrać bardzo sympatyczną grupkę osób, dla których minusowa temperatura w nocy, pod namiotem, nie była problemem.
Z Warszawy wyjechaliśmy 4 października 2014 roku, we wczesnych godzinach rannych. Na miejscu w Goniądzu byliśmy tuż przed godz. 9:00. Rozpakowaliśmy bagaże oraz kajaki i po odprowadzeniu przez kierowców samochodów do Brzostowa, mogliśmy rozpocząć w Goniądzu nasz spływ kajakowy rzeką Biebrzą. Naszym głównym celem miała być dwudniowa obserwacja przelatujących z północy na południe nad naszymi głowami żurawi i gęsi.
Przez pierwsze kilka godzin do Twierdzy Osowiec płynęliśmy w jesiennych promieniach słonecznych, nie napotkawszy niestety tego po co wszyscy przyjechaliśmy na Biebrzę. Krótki odpoczynek w twierdzy, spacer do II fortu „Zarzecznego” oraz na ścieżkę edukacyjną „Kładka”, pozwolił na chwilowe zrelaksowanie się całej grupy – trochę rozczarowanej brakiem żurawi i innego ptactwa. Kolejny odcinek sobotniego spływu do pola biwakowego na Białym Grądzie, też nie spełnił naszych oczekiwań, jeżeli chodzi o przelot ptaków.
Jednak pole biwakowe na Białym Grądzie – duże, ładnie zagospodarowane i z wieżą widokową – wywarło na wszystkich bardzo pozytywne wrażenie. Po rozbiciu kilku namiotów ktoś w końcu krzyknął „patrzcie, lecą!” I rzeczywiście zaczął się wspaniały spektakl przelotu żurawi nad naszym biwakiem. Jedne leciały z północy, inne z północnego wschodu, jedne wysoko, inne nisko i tak przez dłuższy czas można było obserwować klucz za kluczem, a wieczorem nasłuchiwać niesamowity klangor – jednostajny dźwięk rozlegający się wysoko w powietrzu. I to było coś wspaniałego.
Po zmroku bardzo szybko zaczęła spadać temperatura i zrobiło się bardzo zimno. Przez kilka godzin siedzieliśmy jeszcze przy ognisku, ogrzewając się i snując różne opowieści. W nocy temperatura spadła poniżej zera, jednak wszyscy w swoich namiotach i w grubych śpiworach wytrwali do rana. Mroźny poranek przywitał nas gęstą mgłą przykrywającą pobliskie łąki, pola trzcin i płynącą kilkanaście metrów od naszych namiotów rzekę. Poranne widoki były po prostu jak z bajki. Po wpół do siódmej zaczęło wschodzić słońce, które z minuty na minutę bardzo powoli przedzierało się przez gęstą mgłę i zmieniało również nastroje w naszej grupie, na coraz to lepsze.
Przed godz. 9:00 po mgle nie było już śladu. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce rozgrzewało zmarzniętych uczestników wyprawy. Zjedliśmy śniadanie, złożyliśmy wysuszone namioty (co nie często zdarza się o takiej porze roku) i po zapakowaniu całego dobytku do kajaków ruszyliśmy w kierunku Brzostowa. Przed nami zostało jeszcze ponad 20 kilometrów bardzo przyjemnego spływu meandrującą wśród pól, bagien i wysokich na kilka metrów trzcin rzeką Biebrzą. W czasie tych kilku godzin niedzielnego spływu również nie natrafiliśmy na zjawiskowe przeloty, jednak miniony wieczór i bajkowy poranek na Białym Grądzie wystarczająco nasycił wszystkich pozytywnymi wrażeniami. Na miejsce do Brzostowa dopłynęliśmy ok. godz. 15:00, a w Warszawie byliśmy tuż przed dwudziestą.
Ula – jedna z uczestniczek wyprawy – w jednym z e-maili do mnie napisała: „(…) w spływie była wielka moc 😉 Żurawie i poranek zrobiły na mnie duże wrażenie, naprawdę było „zjawiskowo” (…)”. I ja też w tej chwili z perspektywy czasu, który upłynął od naszej wyprawy myślę, że pobyt na biwaku Biały Grąd był swego rodzaju magiczny. Ktoś, kogo kiedyś zabrałem na górny odcinek Biebrzy pod koniec sierpnia powiedział, że to najdłuższe jezioro w Polsce i chyba raczej drugi raz tu nie wróci. Jednak myślę, że wszyscy z naszej wyprawy, którzy biwakowali na Białym Grądzie i mogli doświadczyć tak wspaniałego zjawiska, będą tu wracać jak tylko nadarzy się stosowna okazja. Myślę, że dla takich właśnie chwili warto jest tu być.
Zdjęcia są autorstwa Uli, Piotra i Andrzeja. Kopiowanie, powielanie materiałów bez zgody autorów jest zabronione.
To wszystko co napisał Andrzej to prawda 😉 Było bajecznie i z pewnością to nie była moja ostatnia wyprawa w tamte tereny. Jeszcze raz wielkie podziękowania dla organizatora i uczestników
„Zjawiskowa” była również zamarznięta woda mineralna w butelce nad ranem 😉 Czysta fizyka 😉
A na poważnie to rzeczywiście poranne widoki jak z powieści fantasy. Biebrza z perspektywy kajaka rzeczywiście kojarzy się z najdłuższym jeziorem świata, ale chwile spędzone na obserwacji dzikiej przyrody rekompensują tą monotonię.
Trzeba również dodać kilka słów uznania do świetnej organizacji wyprawy. Na początku byliśmy zdziwieni czemu Andrzej zabrał ze sobą drewno do lasu i każe nam zapakować to do kajaków 😉 Ale jak tylko zaszło słońce nad rozległym terenie bez lasu wszystko stało się jasne i miejscami nawet ciepłe 😉
Dzięki za dobrą atmosferę i do następnego razu (może tym razem w grudniu…)